Mój pierwszy trymestr ciąży
Przepis pochodzi ze strony http://kasia.in
Jak już wielu z Was wie, kolejny raz jestem w ciąży :D
Tak się składa, że obie ciąże są zupełnie inne, więc jest dużo rzeczy do porównywania.
Przyznam się bez bicia, o ile każde dziecko bardzo, bardzo chciałam, to ciąża nie jest moim ulubionym stanem. W byciu w ciąży nie widzę niczego szczególnie fajnego :) Stan błogosławiony… dobre sobie :) nie lubię się oszczędzać, nie lubię macania po brzuchu, nie lubię tyć ani wiecznie być wypytywana o samopoczucie, latać do toalety 20 razy w dzień i 10 razy w nocy, codzienne wymioty też do rytuału bym nie chciała wpisać :) Ale dosyć marudzenia, są też dobre strony, w otoczeniu ludzi kulturalnych, cywilizowanych, wystarczy wypiąć brzucha, a czas stania w kolejce skracamy do minimum, no i te pierwsze kopniaki…. delikatne, aż ciarki przechodzą :) Dzień mega lenia można zawsze wytłumaczyć złym ciążowym samopoczuciem i bez wyrzutów spędzić pół dnia w piżamie.
Mój pierwszy trymestr:
Pierwsza ciąża
Tu nie ma za dużo informacji ;)
Czułam się doskonale, żadnych mdłości, żadnych gorszych dni, czy pobolewania, często zapominałam, że w ogóle mam lokatora w brzuchu, przez co notorycznie dostawałam burę od najbliższych za dźwiganie, bieganie czy nie do końca dobre nawyki żywieniowe ;)
Oprócz świetnego samopoczucia miałam też niezłe ssanie :) Uwielbiałam arbuzy, jadłam codziennie wieeeelkie połówki. Żołądek tak sobie nimi nieświadomie rozpychałam, że gdy skończył się arbuzowy sezon zaczęłam się objadać innymi, bardziej już kalorycznymi potrawami, czego odnotowaną konsekwencja na koniec ciąży były mega rozstępy i Uwaga…. 34kg na plusie.
A, właśnie! przestałam lubić sok pomarańczowy, tak mi nie smakował w ciąży, że do dzisiaj go nie lubię :)
Kurtyna!
Druga ciąża
Powiem tak …. na szczęście pierwszy trymestr jest już za mną :)
Druga ciąża zaczęła się w sierpniu. Udało nam się przywieźć z nad morza piękną, niezapomnianą pamiątkę z wakacji :) Już w połowie sierpnia potwierdziłam swój stan, najpierw standardowo zrobiłam test, no dobra dwa testy hahah pewność musi być, a kolejnego dnia u ginekologa, ta, tak …. na ekranie zobaczyliśmy piękną cudowną fasolkę…
Pod koniec sierpnia nie musiałabym już jechać po żadne potwierdzenie, bo Fasolka spowodowała niezłe zamieszanie w moim organizmie. Od rana ani trochę nie chciało mi się wstać z łóżka, apetyt … jaki apetyt nic mi nie smakowało, liczba przepisów na blogu spadła do absolutnego minimum.
Wrzesień to był najgorszy miesiąc, z obojętnie jakim wysiłkiem strasznie pobolewało mnie podbrzusze, każda rozsądna kobieta w ciąży w tym momencie myśli o najgorszym, do tego głupota zawsze przyciągnie do wujka google i po wpisaniu ból podbrzusza w 2 miesiącu ciąży można przeczytać tylko najgorsze…. straciłam… poroniłam…. :( ….. nie ma już mojej fasolki….. Na szczęście otaczają mnie ludzie, którzy nie pozwalają mi zagłębić się w depresyjny stan.
Kolejna wizyta u ginekologa, nakaz leżenia i odpoczywania, żadnego wysiłku, żadnego bara-bara, żadnego dźwigania, sprzątania, gotowania - dobrze, że oddychać pozwolił.
No i się zaczęło, o ile pierwsze dni spędzone w stylu leżeć i pachnieć były, no powiedzmy sobie szczerze zajebiste :D o tyle kolejne tygodnie doprowadzały do szału. W mieszkaniu zaczął panować syf i malaria, spotkania ze znajomymi spadły do minimum, ja nigdzie wyruszyć nie mogłam, a otaczający mnie bałagan zawstydzał mnie do tego stopnia, że odwiedzających nie przyjmowałam ;) Do tego młody się rozchorował, przesiadywał 2 tygodnie razem zemną, więc Wiktorek zamiast się bawić w przedszkolu lub z mamą zabawkami, zaczął oglądać dużo za dużo bajek, Jacek wracał z pracy i zamiast spędzić fajnie czas z rodziną … ogarniał z grubsza bajzel, prał, robił zakupy i uczył się prasować hahaha to akurat na dobre mu wyszło ;) chociaż mogłam nagrać jaki problem miał z prasowaniem i składaniem moich ulubionych sweterków, wiecie tych dugaśnych przodem wyciągniętych ;)
Jakby pogłębiający się stan depresyjny spowodowany ciągłym leżeniem nie wystarczał, to zaczęły się mdłości, ale nie takie tam zwykłe poranne pawiki, tylko totalnie wykańczające całodzienne wymioty. Zaczynały się po 12 kończyły dopiero po 22, w tym czasie nawet wypicie szklanki wody było straszne, o jedzeniu mowy nie było. Jedyny odnotowany plus -4kg, czyli dobry start w kolejne miesiące… no … pamiętacie ile przytyłam w pierwszej ;)
Październik, bóle podbrzusza się zmniejszyły, fasolka wciąż z nami, no właściwie to już widać malutką istotę, no i ta ciekawość… chłopiec… dziewczynka? te momenty są super. Ginekolog wciąż nie kazał się przemęczać, ale pozwolił wstawać, no to wiecie co pierwsze zrobiłam? zaczęłam sprzątać, po kilku dniach ból podbrzusza wrócił, znowu tydzień w łóżku, a niech tam, dom to nie muzeum, niech no tylko żadne robale się nie wprowadzą ;)
Powoli przyzwyczaiłam się do rannego odżywiania, woda z imbirem okazała się zbawienna, waga wciąż malała, tym razem pomniejszyła się o 2 kg, Ale jak człowiek może wreszcie przejść się na chwile po dworze, zobaczyć piękną polską złotą jesień, wystawić twarz na ostatnie ciepłe promienie słońca, to samopoczucie szybko wraca.
Wiecie co? z końcem października mój brzuch widocznie się uwypuklił, podobno w kolejnej ciąży dzieje się to szybciej, bo wszystko się łatwiej rozciąga. Szkoda, że karta ze zdjęciami z pierwszej ciąży się nam zepsuła, bo pokazałabym Wam jaki olbrzymi brzuch miałam na koniec pierwszej ciąży….. jak z bliźniakami ;)
Z połową listopada zakończył się mój pierwszy trymestr ciąży, podbrzusze dalej pobolewa przy zwiększonym wysiłku czy spacerze, ale mdłości mam nadzieję, bezpowrotnie mnie opuściły, została tylko nasilona niechęć do słodyczy, przestałam słodzić herbatę, w ciągu dnia mogę zjeść maksymalnie 1 kostkę czekolady, bo większa ilość słodyczy powoduje złe samopoczucie. Rogale Marcińskie wyłączyły mnie na 2 dni z kuchni… chyba nigdy już nie będą mi smakować :)
Zaczęłam nareszcie czuć się świetnie, niestety po pierwszym trymestrze jestem blada jak nigdy ;) szybko przesusza mi się skóra, pewnie za mało pije, ale stan ogólny, zajefajny, będę żyć ;)
No i czuje pierwsze kopniaki… cudowne uczucie :D byłam na kolejnej wizycie u pana Gina, uspokoił, że najgorsze za nami i zobaczył kto tam siedzi… ale to w kolejnym wpisie :) Póki co, możecie obstawiać chłopiec? dziewczynka? zobaczymy kto zgadnie :)
Opowiadajcie w komentarzach, jak to było w waszych ciążach :)
Może macie patenty na spędzenie czasu, gdy jesteśmy przywiązani do łóżka, może macie pomysły na leżące zabawy z 4 latkiem, a może znacie mikstury, które pomogą przetrwać całodzienne wymioty?
Dodaj komentarz
Twój adres email nie jest wymagany i nie zostanie opublikowany
Lista komentarzy